Cypriniada Śremska
25-28 czerwca 2009
W dniach 25.06 do 28.06.2009 roku, wybraliśmy się nad Zalew Śremski,
by swych sił spróbować na kolejnej edycji Cypriniady Śremskiej. Z
powodu problemów, zamknięty został zbiornik Dobczyn, gdzie
rokrocznie odbywały się te zawody. Sporo uczestników, zrezygnowało z
udziału, gdy dowiedzieli się, gdzie przyjdzie im walczyć o awans do
Grand Prix Daiwy, tradycyjnie już odbywający się w Wygoninie. Nasz
klub był reprezentowany przez dwie drużyny:
- Piotr Pawlak / Robert Leszczyński
- Zbigniew Gierczyk łowiący ze swoim wnukiem
Losowa sytuacja sprawiła, że zabrakło wśród uczestników Arkadiusza
Siejki.
Zeszłoroczna porażka, nie zniechęciła nas do startu w
tegorocznej edycji. Tradycyjnie już, losowano po dwa stanowiska, i
wybierano jedno z nich. Nam przypadł wybór między stanowiskami 11
oraz 22. Wstępne oględziny łowiska, sprawiły, że wybraliśmy o
drugie. Jak się później okazało, było to ostatnie stanowisko nad
zbiornikiem. Czas na rozstawienie i o godzinie 15, zestawy wpadają
do wody. Smaczku dodało też, wpuszczenie przed zawodami do wody
karpia o masie 18,6 kg. Każdy z uczestników, liczył, że to właśnie
jemu uda się złowić rekordową rybę.
Ciekawie prezentowało się dno w obrębie naszego stanowiska.
Głębokość niemal wszędzie wynosiła około 2-óch metrów. Zastanawiały
nas dwa „markery” z butelek ustawione tuż za połową zbiornika.
Postanowiliśmy je sprawdzić. Okazało się, że ich linia wyznacza pas
nieco głębszy, sięgający od 3 – 3,5 metrów. Tuż przed nim natomiast,
znajdowała się jakaś roślinność. Jak się dowiedzieliśmy po kilku
próbnych rzutach, były to dość uciążliwe zaczepy. Od miejscowych
zaś, dowiedzieliśmy się, że dno zbiornika, to byłe tereny działkowe,
gdzie znajdowało się mnóstwo krzaków porzeczek. Wniosek? Trafiliśmy
idealnie!
Pierwszy dzień zawodów, przyniósł tylko jedną rybę – 6,600 kg,
złowioną przez team Star Baitsa. Oprócz tego, nie działo się
dosłownie nic. Jeśli rzecz jasna chodzi o ryby. Każdy kto choć raz
był gościem na cypriniadzie, wie jak towarzyskie są pierwsze dni
zawodów.
Drugiego dnia było niemal bez zmian. Duszno, lepkie powietrze. Efekt
– jedna ryba 6,800, a wieczorem druga – 12,2 – późniejsza ryba
zawodów. Kolejny wieczór spędzony wśród znajomych z różnych zakątków
Polski. Liczne opowieści z zasiadek i inne rozmaite historie. Co
jednak z karpiami? Czy znajdzie się dla nich nieco więcej miejsca w
tej opowieści? Ano znalazło się! Dokładniej, wieczorem ostatniego
dnia zawodów. Robert udał się na spacer, wraz z sąsiadem, ze
stanowiska obok. Ja postanowiłem „popilnować” trochę wędek. Z
lektury „Krwi Elfów” Andrzeja Sapkowskiego, wyrwało mnie długo
wyczekiwane pisknięcie sygnalizatora. Szczerze rzecz biorąc nie tego
oczekiwałem. Czekałem, na naprawdę silny odjazd, doczekałem się ….
Krótkiego pociągnięcia i później opadu. Postanowiłem to zaciąć.
Efekt? Śmiechu warty, ale przynajmniej przy naszych nazwiskach,
sędziowie, mogli dopisać karpia o masie 3 kilogramów.
Zaraz po umiejscowieniu worka z rybą w wodzie, telefon do „Leszcza”.
Przybył błyskawicznie. Stwierdził, że jeśli coś tutaj pływa w naszym
stanowisku, to wyjmiemy to choćbyśmy mieli nie przespać nocy.
Tak też zrobiliśmy. Gorąca kawa, przerzucone zestawy, trochę
zanęcone i czekaliśmy. Około północy, kolejne anemiczne branie. Co
ciekawe z identycznego położenia co pierwsze – zestaw ułożony za
trzcinką, około 10 metrów od brzegu. Nic wielkiego, ale łączna masa
złowionych przez nas karpi wyniosła już 6,200 kg. Do wejścia na
podium, brakowało nam już tylko 400gramów, a do wskoczenia na drugie
miejsce więcej jak 600 gramów.
Ostatecznie jednak sen nas zmógł. Ranna pobudka, około 9-tej,
przerzucenie zestawów i czas na chyba najmniej przyjemny element
karciarstwa – zbieranie całego tego majdanu. Poszło nam jednak
zadziwiająco szybko. Najgorsze w tym wszystkim było to, że
„sprzątania” nie przerwało nam, nawet najdelikatniejsze branie…
nawet nie karpia.
Nasz rezultat końcowy – 6,200 kg, wystarczył aby zająć 4-te miejsce.
Z roku na rok, coraz lepiej. Jak stwierdził Zbigniew Gierczyk, ja i
Robert „uratowaliśmy honor Lubonia”. Fakt, udało nam się złowić 2
ryby, przy naprawdę chimerycznym żerowaniu. Za rok, pewnie też
zawitamy na Cypriniadzie Śremskiej. Może tradycyjnie, z jeszcze
lepszym wynikiem? Miejmy taką nadzieję!